Teatr
prowincjonalny? Czegoś takiego nie ma! Prowincja jeśli jest, to
tylko w czyjejś głowie - ze zdaniem Jacka Sieradzkiego zgodzili się
chyba wszyscy uczestnicy dzisiejszej dyskusji w Lubuskim Teatrze. - Prowincja jest
w głowie - mówił Jacek Sieradzki.
Dlaczego
dyrektor Lubuskiego Teatru Robert Czechowski zaprosił w ten weekend
do Zielonej Góry czołowych krytyków teatralnych, dyrektorów scen
regionalnych? - Mam marzenie, żeby teatry takie, jak nasz pokazały,
że nie są dziećmi gorszego Boga - ja to ktoś określił - żeby
zamiast biadolić, połączyć siły, szukać punktów stycznych.
Sytuację scen regionalnych zdiagnozował Wojciech Majcherek,
przytaczając artykuł, który pojawi się na łamach "Teatru”.
Otóż teatry "na prowincji” często czują się niedoceniane,
zapomniane, bo nikt nie zaprasza ich do stolicy. Funkcjonują według
schematu: o 11.00 - lektura dla szkół, czyli "Moralność pani
Dulskiej”, a wieczorem - farsa "Mayday” żeby wszyscy mogli
się pośmiać i byli zadowoleni. Bo inaczej widownia będzie pusta.
Tymczasem Piotr Kruszczyński wydźwignął teatr w
Wałbrzychu, bo postawił na Klatę, Kleczewską, ale też zaczął
robić teatr dla kogoś - dla publiczności. Podjął z nią rozmowę
serio. Podobnie jak uczynił to kilkanaście lat temu Jacek Głomb w
Legnicy.
Jedną ze zmór dyrektorów teatrów są urzędnicy,
którzy nadzorują "swoje” teatry. Często urzędnik jest
politykiem. - Bywa, że teatry godzą się mentalność polityków,
którzy chcą przy pomocy teatru osiągnąć natychmiast jakiś cel
polityczny, zadowolić ich elektorat na najniższym - banalnym,
rozrywkowym - poziomie - mówił Zbigniew Brzoza, dyrektor "na
wylocie” z Teatru Nowego w Łodzi, ofiara ataku prezydenta
Kropiwnickiego.
- Politycy boją się sztuki. Boją się
artystów, bo ci są niepokorni - tłumaczył Z. Brzoza. - Dlatego
nie zawierają z dyrektorami wieloletnich kontraktów, bo wtedy
trudniej by było kogoś wyrzucić.
Jacek Sieradzki zanegował
pojęcie "teatru prowincjonalnego”. - Prowincja to nie
kategoria geograficzna, ale mentalna. Jest w głowie - mówił znany
krytyk. I podpowiadał, jaki ma być teatr - każdy - nieważne, czy
w Warszawie, czy w Jeleniej Górze, czy w Gorzowie. Otóż
najważniejsze jest bycie na swoim miejscu. Spektakl ma być rodzajem
rozmowy z miejscową widownią, która przychodzi do teatru nie na
sztukę, reżysera czy znanego aktora, ale przychodzi, bo chce
usłyszeć ze sceny coś ważnego. Mówionego wprost do niej.
-
Teatr bez tożsamości z miejscem nie ma sensu - powiedział Zbigniew
Brzoza.
To samo mówił Bogdan Koca z Teatru im. Norwida w
Jeleniej Górze, który zrezygnował z lektur szkolnych, ale
zaproponował młodzieży wieloletni program edukacyjny - z
zajęciami, warsztatami. - Młodzież wcale nie jest trudna. Ona
tylko chce dialogu, rozmowy - podkreślał dyr. Koca.
Dyrektor
Teatru im. Osterwy w Gorzowie Jan Tomaszewicz stwierdził, że nie
boi się grać bajek przed południem. Nawet jest z tego dumny, bo
wie, że te dzieci i ta młodzież, które dziś wychodzą z jego
teatru, kiedy jutro będą studiowały w innych miastach, nie
przyniosą wstydu. Do sukcesów J. Tomaszewicz zalicza m.in. to, że
w gorzowskim III LO udało się utworzyć klasę teatralną. To, że
rano uczeń przychodzi do teatru z klasą, a wieczorem z rodzicami.
- Panowie, wychodzą z was szalone kompleksy! - grzmiał
dyrektor departamentu edukacji, kultury i sportu Urzędu
Marszałkowskiego, Stanisław Domaszewicz. - Nie my jesteśmy winni,
że jedni donosicie na drugich politykom. W jednym ogródku zbierają
się zwolennicy Bucka, w drugim Czechowskiego. Dajecie nakręcać się
poszczególnym politykom, ustawiać, czy dać Czechowskiemu umowę na
dwa lata... My jako widzowie, urzędnicy mówimy, że to są nasze
teatry. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było teatru w Gorzowie czy w
Zielonej Górze. Ale nie jesteście tak zwarci, by o coś walczyć,
jak na przykład jest w oświacie, gdzie mają silne związki
zawodowe.
Czy z dzisiejszego spotkania wyniknie coś
trwalszego, niż słowa? Generalnie inicjatywa dyr. Czechowskiego się
spodobała. Być może pierwsza prezentacja scen regionalnych
odbędzie się w czerwcu 2010 r. Nazwa? - Teatr Pro Vinci - rzucił
dyrektor Teatru Nowego w Słupsku Zbigniew Kułakowski.
(hak)
Gazeta Lubuska,
Zielona Góra
28.09.2009
|