Czym jest patriotyzm? Miłością do... No właśnie! Do wódki i swojskiej
kiełbasy. To "uczucie" trzyma w kraju bohatera spektaklu "SPOT!"
Podczas pierwszych 30 minut spektaklu "SPOT!" myśli się o ucieczce z
teatru. Wszak w świątyni Melpomeny raczej chcemy schronić się przed
telewizyjną reklamą, a tu taki zmasowany atak spotów właśnie.
Oczywiście, że przerysowanych, obśmianych - autor sztuki i reżyser
Szymon Turkiewicz pracował w reklamie. Ta kanonada sloganów, którymi
strzela w nas czwórka aktorów, ta kaskada obrazów przewijająca się przez
wiszący za nimi ekran, uświadamia niestrawność tego, co coraz mocniej
określa nasz świat, byt i świadomość.
Spokojnie, przetrwajmy te pół godziny. Później też jest "reklamiarsko",
ale "SPOT!" nabiera dramaturgicznego wigoru, zahacza o kabaret, podbija
piłeczkę absurdu. Reklama armatury łazienkowej? Oczywiście, że przez
seksualne pozycje i możliwości, jakie daje wylewka odpowiedniego
kształtu. Znajomych Polek rozmowy? Szarpanina pod hasłem "Pokaż metkę!",
której uczestniczki nie przebierają w słowach. Miłość do ojczyzny,
czyli co nas jeszcze tutaj trzyma? Polska wódka i swojska kiełbasa.
Może trochę za mało "reklamowo" wygląda scenografia "SPOT!". Chciałoby
się więcej reflektora i błysku, ale walorem spektaklu są piosenki,
dynamiczna choreografia. Anna Haba, Magdalena Engelmajer, Ernest Nita i
Piotr Charczuk po prostu dają radę. Sprawdzają się wokalnie w różnych
gatunkach: od country po rap. I pokazują, co się z nami na tym jednym
wielkim rynku wyprzedaży ze wszelkiej intymności, stało.
Na padające w finale "SPOT!" zbyt osobiste pytania bohaterowie nie
potrafią odpowiedzieć, gubią się, milkną. Rozbrojeni z autopromocyjnych
ulotek i kanapek z serem, którymi częstowali wcześniej widzów, blakną.
P.S. "SPOT!" i "Księga dżungli" pokazują, że w zespole Lubuskiego Teatru jest potencjał na musical...
"Z miłości do kiełbasy"
Zdzisław Haczek
Gazeta Lubuska nr 46
25-02-2011
|